sie rozpadalo. swiat pachnie zimnym powietrzem i mlodymi liscmi, ktore deszcz obmyl w nocy po hulaszczym wieczorze mam dzis troche kaca, troche moralniaka...
wysiadajac z tramwaju, ogarnelo mnie uczucie, ze z wagonu zapomnialam siebie. moje ja pojechalo dalej
zaczelo sie. choc mocno opozniony w tym roku z powodu wiecznej zmarzliny, sezon rowerowy rozpoczety miejsce starego gianta zajela ona, pani w srednim wieku, bez hamulcow... :)
bo nie ma jak pachnacy poranek spiew ptakow i parujace laki nad rzeka
dzis w miejscu tego domku stoi piekne nowe, regipsowe osiedle apartamentowcow, jeszcze kilka lat temu wloczylismy sie w wiosenne popoludnia po zakatkach miasta.. domek rozpadal sie juz wtedy, jego wlasciciel odszedl zapewne jakis czas wczesniej, do innego wymiaru. pozostaly po nich znikome slady. w naszej pamieci i ta fota zrobiona przez W.
6.4.09
sloneczna
i skoczna
niedziela nad rzeka
2.4.09
spijajac soczyste promienie slonca na wyspie, spogladajac sobie leniwie w karty ksiazki, slyszalam za plecami setki glosow, oraz mily dla ucha dzwiek obijajacych sie butelek, niesionych w siatach i plecakach.. wyspa spowila sie barwnym, rozochoconym tlumem. w grupie ludzi, przechodzacych obok dziewczyna krzyknela : "no wiec, poszlismy zupelnie innymi drogami, jak ludwik dorn i saba"...