25.11.08

about


kolejny zimny dzien, poczatek gorszej jesieni. w oknie zainstalowalam gruba czerwona store skutecznie odcianajaca od syfu, podnosi troche temperature
siedze tu, pod kocem i jestem tak leniwa, ze nie chce mi sie nawet otworzyc wina, ktore stoi na wyciagniecie reki.
czerwone chilijskie.
myslami jestem 350 na polnocny wschod, i o wiele dalej w przeciwna..mysle o tym, o czym rozmawialysmy kilka lat wczesniej, o fundamentach ludzkich relacji, o rzeczach waznych i wazniejszych, o mojej szczotce do zebow na malarskiej, o tych co zostali i znikneli, o kawie pitej kiedys po drugiej stronie, o Labedziu i Orionie, o Lynch'owskim leku, o moich laskach w Niu Yorku o prostych radosciach, o tym ile czlowiek jest w stanie wytrzymac, o Aurelii, fasolce, o.. o. o otworze je jednak

2 komentarze: