18.11.08

nieobecnosc





juz drugi dzien od powrotu, a ja nadal nieprzytomnym wzrokiem puste omiatam przestrzenie, cos sie dzieje, ale jak za szyba, obok przechodza ludzie, nie slysze, nie widze ich. siedze w swojej bance. nie moge dojsc do siebie, nie chce... krece sie na obrotowym niewygodnym krzesle, spogladam za okno... Elzbieta w pelnym sloncu, lsni okienko na wiezy, zastanawiam sie, czy w taki dzien jak dzis, widac z jej tarasu Karkonosze
siedzac tu, z ukrycia, widze gradacje swiatla na rosnacych ku najwyzszemu lancuchowi wzgorzach, promienie swieca w oczy, im dalej, tym ciemniejszy kolor. jesienne powietrze przemyca w sobie jakas nute tesknoty, rzeskosc, swiezosc...niepokoj
inaczej w nocy, dziki wiatr i samotna laweczka na skraju laki, a przed oczami dolina pelna swiatel..mrugajacych w drzacym powietrzu
tatuaze pamieci
niech mnie ktos stad zabierze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz